W 2020 roku, w środku pandemii Covid-19, urodziłam Adaśka. W czerwcu 2022 roku dowiedzieliśmy się, że spodziewamy się drugiego Maluszka. Bardzo się ucieszyliśmy. W lutym 2023 roku urodził się Ignaś. Urodziłam w 34 tygodniu ciąży, więc nasz Ignacyk jest wcześniakiem.
Adaś od razu bardzo pokochał Braciszka. Przyszła wiosna, były spacery, przedszkole, place zabaw - super czas dla nas. Ignaś, mimo że jest wcześniaczkiem, zdrowo się rozwija.
W czerwcu zaczęłam podejrzewać, że jestem w kolejnej ciąży. W głowie miałam milion myśli, bo myśląc logicznie to był średni czas na kolejną ciąże. Mieliśmy dwoje malutkich dzieci, ja byłam przecież świeżo po cesarskim cięciu, Ignaś miał przecież wtedy 4 miesiące, małe mieszkanie, byliśmy też na etapie remontu domu, który kupiliśmy, a remont robiliśmy sami, więc czekało nas dużo pracy. Idąc robić test ciążowy z jednej strony myślałam sobie, że to naprawdę nie ten czas, a z drugiej strony serio liczyłam na to, że test wyjdzie pozytywny. I wyszedł! :)
Od początku znajomości z moim mężem, kiedy rozmawialiśmy o naszej przyszłości, o dzieciach, wiedzieliśmy, że oboje chcemy mieć dużą rodzinę. "Duża" pewnie dla każdego oznacza coś innego. My wychowaliśmy się w rodzinach, gdzie dzieci była dwójka. Wiedzieliśmy, że dwójka dzieci to jest super sprawa, ale chcieliśmy mieć tych dzieci więcej, więc informacja o trzecim dziecku była ogromną radością, ale też trochę zaskoczeniem.
Na początku grudnia 2023 roku, czyli 10 miesięcy po Ignasiu, urodził sie Nikodem. Nikoś, tak samo jak starszy brat, urodził się jako wcześniak w 33 tygodniu ciąży. Czekał nas znowu dłuższy pobyt w szpitalu, inkubator, tlen itd.
Do domu wróciliśmy z Nikosiem na święta Bożego Narodzenia i od roku budujemy już naszą codzienność w 5-osobowej rodzinie. Według prawa jesteśmy rodziną wielodzietną, czy jakoś bardzo wielodzietną? Pewnie nie, ale ta wielodzietność jest po prostu fajna!
Często tak właśnie myślimy. Często wydaje nam się, że dziewczyna, która w młodym wieku zostaje mamą, przegrała życie, bo nie będzie już czasu na "wyszumienie się", bo nie będzie czasu na zrobienie kariery, bo nie będzie możliwości na rozwój, bo... bo... bo.... Nie powinno dziwić, że taka dziewczyna ma w sobie więcej strachu niż radości, jak nasłucha się takich "mądrości".
Młoda Mamo, jeśli to czytasz - DASZ RADĘ! Będzie ciężko, będą pewnie nieprzespane noce, będzie bałagan, będzie głośno, będzie płacz i będą zmartwienia, ale DASZ SOBIE RADĘ! Będzie też niesamowicie dużo uśmiechu, miłości i przytulasów.
Zostałam mamą Adama (5 lat), kiedy miałam 22 lata, zaczęłam kolejne studia. Czy się baliśmy? Jasne, że tak. Baliśmy się bardzo, bo wiedzieliśmy, że dziecko to jedna sprawa, ale my (oboje młodzi) właśnie zaczynaliśmy nasze prawdziwie dorosłe życie. Zdecydowaliśmy, że lecimy z tym życiem dalej. Tak był środek pandemii, te największe ograniczenia właśnie wchodziły w życie, a my co? My szukaliśmy sali weselnej (sic!). Oczywiście jak szybko tą salę zarezerwowaliśmy, tak szybko musieliśmy z niej zrezygnować, bo już było wiadomo, że z powodu pandemii o weselu możemy sobie tylko pomarzyć. Datę ślubu zmienialiśmy 3 razy, reagując na bieżące zmiany z obostrzeniach covidowych. Udało się. Wzięliśmy ślub w środku pierwszej fali pandemii. Potem już przeprowadzka i poród. Poród w pandemii. Zero odwiedzin, zero niczego tak naprawdę. I pojawił się on - Adaś.
"No to teraz koniec młodości".
"Skończyła się zabawa".
"Ciężko Ci pewnie, co?"
"Karmisz piersią?"
"Wysypia się?"
"Jesteś na pewno zmęczona".
To tylko niektóre z tekstów, które pewnie słyszy wiele młodych mam. Ja też je słyszałam.
W związku z tym mam jeden apel do wszystkich, którzy są blisko kobiety, której rodzi się dziecko. Takie rzeczy nie pomagają! Zapytajcie, czy może jest coś, co możecie zrobić, jak możecie pomóc, może zaproponujcie wspólną kawę albo opiekę nad dzieckiem, aby mama mogła odpocząć.
A Ty, Droga Mamo, nie przejmuj się tym, co mówią inni. Na pocieszenie powiem, że z jednym dzieckiem było mi najtrudniej. Potem już z górki - przynajmniej w naszym przypadku. Pierwsze dziecko to dla mnie był taki trochę eksperyment. Nie wiedziałam nic i wszystkiego musiałam się nauczyć. To jest Twoje dziecko - nie zrobisz mu krzywdy :)
Macierzyństwo to taki zawód, w którym nie można pracować na zmiany.
– Jodi Picoult
Będąc mamą trzech chłopców często łapię się za głowę, na jakie wyżyny kreatywności muszę się wzbić, żeby zapewnić maluchom fajny czas. Umówmy się, kreatywności mi naprawdę nie brakuje, jestem taką artystyczną duszą, a czasem naprawdę myślę sobie "ja wysiadam" 😅
Kiedyś bardzo szybko byłam przebodźcowana. Biegające dzieci, grające zabawki... każda mama to zna. Wypracowałam sobie teraz pewne metody, które u nas działają, więc postanowiłam się nimi podzielić.
Po pierwsze, wychodzę z założenia, że dobre bajki nie są złe. Są takie, które naprawdę lubimy, ale to też nie jest tak, że bajki są stałym elementem naszego dnia. Mamy na to patent - plastikowe kaczki, do których link Wam zostawiam na końcu wpisu. Adaś, nasz najstarszy syn, zbiera te kaczuszki. Dostaje je np. za pomoc braciom, jakieś dobre uczynki (ale też nie zawsze) itd. Potem pięć kaczuszek może wymienić na bajkę lub 5 min czasu z tabletem, na którym uczymy się angielskiego.
Robimy to, co ja też lubię. Wtedy czas spędzony razem sprawia wszystkim przyjemność. Razem lubimy malować, razem też spędzamy czas przy muzyce tzn. chłopcy tańczą, a ja gram na pianinie.
Mamy w domu "kolorowe pudło", a w nim:
- farby plakatowe w dużych pojemnościach i tylko podstawowych kolorach,
- narzędzia do malowania (pędzle, wałki, szpachelki, gąbki itd. - kupujemy w budowlanym)
- kartki w różnych formatach,
- płótna w różnych formatach (kupujemy w Action),
- kolorowe koraliki, krepa, klej w płynie, w sztyfcie i klej na gorąco,
- kredki ołówkowe, pastelowe i świecowe.
Z "kolorowego pudła" korzystamy naprawdę często. O tym, jakie pracę zrobiłam z dziećmi, napisze innym razem.
Angażuję dzieci w domowe obowiązki, oczywiście w miarę ich możliwości. Czasem trwa to dłużej niż zrobiłabym to sama, ale przede wszystkim liczy się czas razem. Adaś ma 5 lat i bez problemu obiera już ziemniaki czy owoce, kroi różne składniki. Z Ignasiem (2 latka) rozładowują zmywarkę czy sprzątają zabawki. U nas wszystkie zabawki są na takiej wysokości, aby dzieci bez problemu mogły je same wyjąć, a co za tym idzie? Potem sami mogą je schować. Dzieci naprawdę lubią prace domowe i często traktują je jak zabawę.
"Mama ma swój czas". To takie nasze hasło, dzięki któremu dzieci wiedzą, że teraz odpoczywam i oni zajmują się sobą. Oczywiście, przy trójce małych dzieci o ten czas dla siebie czasem jest naprawdę trudno, jestem zmęczona i przebodźcowana, ale oboje z mężem staramy się robić tak, aby "mój czas" był moim czasem.
Wycieczka! Wydaje nam się, że wycieczka to dla dzieci żadna atrakcja. A wręcz przeciwnie! Nawet wycieczka do miasta oddalonego o 5 km od Was. Z małej rzeczy jak spacer możecie zrobić wielką rzecz dla Waszej rodziny. Spróbujcie, bo warto! 😀
Dzieci dużo czerpią od Was. Jeśli Wy będziecie wkręceni w to, co robicie i będziecie robić to z radością, dzieciaki to podłapią 😉 I jasne, że często jest trudno, często myślę sobie ze mam dosyć i często jestem zmęczona. I właśnie dlatego myślę, że trzeba sobie to macierzyństwo ułatwiać ❤️ Jeśli macie swoje metody na to, żeby nie zwariować, dajcie znać.
"Jeżeli nie masz czasu dla swoich dzieci, to zgaście telewizor"
- Wojciech Cejrowski, Młot na lewice
Wojciech Cejrowski napisał "zgaście telewizor". Prawdę mówiąc, jestem teraz na etapie "wyrzućcie telewizor" 😀 Każda relacja z drugą osobą, nieważne czy to współmałżonek czy dziecko, czy przyjaciel, czy sąsiadka wymaga czasu i uwagi. Bez tego się nie da.
Ile tego czasu? Jak najwięcej, oczywiście. A co znaczy, że relacja wymaga uwagi? Uwaga to bycie dla drugiej osoby w 100%, to czas spędzony na wspólnej rozmowie (niekoniecznie tylko o rachunkach i planie na najbliższy dzień czy tydzień).
Cofnijmy się trochę do czasów, kiedy telewizor w domu był luksusem. Rodziny faktycznie spotykały się wtedy w jednym pokoju, aby obejrzeć telewizję, a potem rozmawiały, o tym, co usłyszały, spędzały razem czas. Na początku faktycznie telewizja mogła łączyć. Myślę, że teraz nie tylko telewizja, a generalnie ekran nie łączy, a dzieli.
Kiedyś była tylko telewizja, a teraz każdy ma w kieszeni "najlepszego przyjaciela". Nawet, kiedy rodzina jest razem, to każdy siedzi ze swoim ekranem i może na nim oglądać, co tylko chce. Sama wiem, jak to jest. My czasami wieczorem z mężem włączamy telewizor, aby obejrzeć jakieś wiadomości. A potem co? Skaczemy bez celu między kanałami, bo może się coś trafi ciekawego. A co jak się nie trafi? To oglądamy po raz kolejny ten sam odcinek ulubionego serialu męża.
W dzisiejszych czasach nie rozstajemy się z ekranami. Mamy telefony, tablety, telewizory, łatwy dostęp do filmów czy seriali. Dzieci oglądają bajki, filmy, rodzice seriale i jakoś te wieczory lecą. Zobaczcie, że kiedyś ludzie chodzili do kina - było to wielkie wyjście, randka, spędzenie czasu razem itd. Teraz już nie chodzimy do kina, bo "przecież niedługo będzie na Netflixie".
Nie twierdzę, że wszystkie bajki są złe albo film wieczorem zepsuje Wam małżeństwo, ale co za dużo to niezdrowo. Zróbcie test. Sprawdźcie w telefonie (na pewno macie taką funkcję), ile godzin dziennie spędzacie używając telefonu. Nie mówię tu oczywiście o pracy, ale o bezmyślnym przeglądaniu Instagrama czy Facebooka. Ja to zrobiłam i zdziwiłam się, bo myślałam, że przecież kontroluję to jakoś. Stańcie też w prawdzie przed sobą i rzućcie Wasze wyobrażenia. Często mówimy np.: "u nas w domu dzieci oglądają jedną bajkę", a gdy o tym pomyślimy okazuje się, że może kiedyś faktycznie tak było, a teraz dziecko wraca z przedszkola i leci bajka, potem piosenki dla dzieci z teledyskami, a do kolacji znowu leci bajka. "U nas w domu nie jemy słodyczy", a gdy przemyślimy temat, okazuje się, że były święta, potem wpadła babcia z cukierkami, potem sąsiadka z ciastem, które zostało po urodzinach teścia i wychodzi na to, że słodycze jemy codziennie. Przemyślcie i zobaczcie, jak to naprawdę u Was wygląda naprawdę.
Co można zrobić, aby ograniczyć ekrany?
Myślę, że najlepszą opcją jest wyrzucić telewizor i sama jestem na etapie przekonywania do tego mojego męża. Jeśli nie wyrzucić, to myślę, że można wprowadzić restrykcyjne limity dotyczące korzystania z ekranów w domu. Można ustawić limity aplikacji, które wyłączą się po przekroczeniu limitu. Można też aplikacje, które pochłaniają nam dużo czasu, po prostu odinstalować. Jeśli Wasze dzieci mają telefony (ten etap dopiero przed nami) można np. za pośrednictwem aplikacji "Family Link" ustawić dzieciom konkretne limity. Po przekroczeniu ustalonego czasu, z telefonu będzie można wykonać tylko połączenia alarmowe.
"Rodzina to zespół, drużyna, samodzielne państwo, jedyna część tożsamości, która pozostaje niezmieniona przez resztę życia".
-Laura Lippman, Co wiedzą zmarli
Przyznam się szczerze, że na początku naszego małżeństwa, kiedy mąż szedł do pracy, a ja zostawałam w domu z małym dzieckiem, bardzo się denerwowałam. Wkurzało mnie, że dom i wszystko, co z nim związane jest na mojej głowie. Potem zrozumiałam, że z mężem gramy do jednej bramki. Kiedy on jest w pracy, zdobywa punkty dla naszej rodziny, a ja będąc w domu zdobywam inne, ale tak samo ważna dla nas punkty. Od początku dzielimy się z mężem obowiązkami. Muszę przyznać szczerze, że m.in. pranie to zadanie męża i uwierzcie lub nie, ale naprawdę nie muszę nic robić w zakresie prania. Ja gotuję. Ja czytam dzieciom bajkę na dobranoc, mąż płaci rachunki itd.
Uczmy obowiązków dzieci! To jest nasz wspólny dom i wspólnie o niego dbamy. Mama, tata, dzieci - każdy oczywiście w zakresie swoich umiejętności. Ja nie nazywam też obowiązków "pomaganiem mamie". To rzeczy, które robimy razem i razem dbamy o nasze rzeczy. Dzieci naprawdę czują taką sprawczość i wiedzą, że robiąc coś należą do naszej drużyny. A przecież fajnie jest być w jednej drużynie, prawda? Trudno się dziwić, że mamy często są tak zmęczone. Drogie Mamy, nie musicie robić wszystkiego same. Macie mężów i dzieci - dzielcie się obowiązkami.
Nasze dzieci, właściwie od kiedy tylko chodzą, wyrzucają po sobie śmieci do kosza. To są np. pampersy, tubki po musie owocowym czy kartoniki po soczku ze słomką, ale uwierzcie, że dziecko, które umie chodzić, naprawdę jest w stanie to zrobić i robi to z radością.
Troszkę starsze dzieci, które dosięgają już do zlewu, mogą bez problemu wkładać tam brudne naczynia. Dzieci z radością wyciągają też czyste naczynia ze zmywarki. U nas naczynia trzymamy w szafkach wiszących, więc dzieci jeszcze tam nie dosięgają, ale wyciągają naczynia i układają posegregowane na blacie (osobno talerzyki śniadaniowe, osobno głębokie i osobno talerze obiadowe), sztućce wkładają do szuflady. A ja potem tylko muszę włożyć gotowe stosy talerzy do szafek.
Segregowanie i wkładanie ubrań do pralki to też może być zadanie dla 3-latka. Nasze dzieci składają skarpetki w pary po praniu czy dzielą brudne ubrania kolorami: jasne/ciemne.
Sprzątanie zabawek. U nas wszystkie pudła na zabawki, szafki, w których trzymamy gry czy puzzle i półki na książki znajdują się na takiej wysokości, że dzieci bez problemu mogę je same wyjąć. Mogą wyjąć oznacza, że mogą też same schować.
Oczywiście, że mnóstwo z tych rzeczy, które wymieniłam wyżej zajmie dzieciom więcej czasu. My może nawet zrobilibyśmy to dokładniej, odpala nam się też tzw. multitasking i myjąc zęby, myjemy też zlew itd. Ale dajmy dzieciom, być dziećmi. Dajmy im szansę na naukę, dajmy im szansę stawać się odpowiedzialnymi ludźmi. Dziecko nie będzie dzieckiem zawsze. Ono stanie się nastolatkiem, a potem dorosłym, który musi sam dbać o swoje potrzeby. Rozumiem, że czasem się w nas zagotuje, kiedy prosimy kolejny raz, aby Jasiu posprzątał zabawki, a Jasiu odpowiada ze teraz nie. Sprzątanie może być zabawą. Obróćmy sprzątanie ze smutnego obowiązku w coś fajnego. Można zrobić np. wyścigi - kto szybciej posprząta zabawki do pudełka albo kto odłoży więcej książek na półkę itd. Na małe dzieci działają np. naklejki, pieczątki i inne tego typu małe nagrody. To jest dla nich motywujące. Zawsze chwalmy też dziecko za wykonaną pracę, a jeśli coś obiecujemy - zawsze dotrzymujmy słowa. Jeśli obiecałam, że po posprzątaniu pokoju zagramy w grę - gramy w grę itd. Nawet jeśli jest późno, pięć minut gry nie spowoduje katastrofy. Pamiętajmy też, że czas leci, dzieci rosną, wracamy do pracy po macierzyńskim, są wakacje i te obowiązki też będą się zmieniać. One nie są ustalone raz na zawsze. Trzeba trzymać rękę na pulsie i żonglować nimi w zależności od potrzeb Waszej rodziny.
Pierwsze wakacje na campingu 🏕️
To były nasze pierwsze rodzinne wakacje za granicą, a na dodatek pojechaliśmy samochodem. Na potrzeby tego wpisu sprawdziłam, że do Rzymu mamy z domu 1860 km. Pierwszy raz byliśmy tak daleko samochodem naszą pięcioosobową ekipą.
Były to również nasze pierwsze wakacje na campingu i... bardzo polecamy! 😍
Postanowiliśmy przygotować się do tego wyjazdu naprawdę dobrze, bo nie wiedzieliśmy, jak to będzie z dziećmi, a jednocześnie nie planowaliśmy noclegów po drodze. Ryzyk fizyk? Być może. Szukaliśmy raz na wielu grupach campingowych, pytaliśmy tych bardziej doświadczonych w temacie. Staraliśmy się rozsądnie zaplanowane postoje - "rozsądnie" tzn. pod dzieci. Szukaliśmy bezpiecznych miejsc z placami zabaw, czystymi łazienkami, a jednocześnie chcieliśmy, żeby to było maksymalnie po drodze,
Kupiliśmy też kilka rzeczy, które były strzałem w dziesiątke:
siatka montowana pod dach samochodu na czapki, poduszki (inne lekkie rzeczy)
firanki na okna - mimo, że mamy w samochodzie wyciągane siatki przeciwsłoneczne, zdecydowaliśmy się kupić firanki montowane na przyssawkę i okazało się, że naprawdę fajnie przyciemniają, a wieczorem światła samochodów nie świecą dzieciom w oczy
kosz na śmieci do samochodu, który mogliśmy opróżnić na każdym postoju, bo jednak to była dłuuuga droga, więc poziom czystości miał dla nas znaczenie, a dzięki temu pod nogami nie walały się papierki od cukierków czy skórki od banana,
pudełka dla dzieci - każdy z chłopców miał swoje podpisane pudełko, w którym były kredki, mini kolorowanki, pieczątki, konstrukcyjne przyssawki na szybę, samochodowe Bingo, kartki, mini puzzle itd.
Internet - kupiliśmy też karty eSim z nielimitowanym internetem działającym we wszystkich krajach Europy. Dzięki temu mieliśmy stały dostęp do map, aplikacji itd.
Uwierzcie, że dzięki temu droga minęła nam w spokoju. Większość kilometrów udało nam się przejechać w ciągu nocy, kiedy dzieci spały, a my wymienialiśmy się za kierownicą 🚘
Jeśli chodzi o camping zdecydowaliśmy się na Camping Hu iPini Village. Jest to camping położony kilka kilometrów od miejscowości Fiano Romano i około 30 km do Rzymu. Wielu pewnie pamięta campingi z lat naszego dzieciństwa, bez toalet i bez większych komfortów, ale naprawdę na campingi zawitał już XXI wiek 😀
Zdecydowaliśmy się na wynajem domku. Domek był w pełni wyposażony: pościel, naczynia, środki czyszczące, ale też płyny do kąpania, suszarka do włosów. Naprawdę nie można narzekać. Fotki naszego domku wrzucam poniżej. Weranda była wyposażona w suszarkę na pranie, stół i 6 krzeseł oraz (co w przypadku dzieci było dla nas ważne) zamykaną bramkę.
Na campingu naprawdę nie brakowało atrakcji. Były dwa baseny: rekreacyjny i tzw. laguna ze ślizgiem i rożnego typu zjeżdzalniami dla dzieci, a głębokość laguny to 40 cm, więc pod kątem małych dzieci było naprawdę bezpiecznie. W strefie basenowej są też oczywiście leżaki i parasole. Jest również pool bar.
Poza basenami na campingu była również restauracja, bardzo dobrze wyposażony sklep, sala gier dla dzieci, korty tenisowe, kilka naprawdę fajnych placów zabaw, mini park trampolin, pole do mini golfa i 3 boiska. Przez cały dzień odbywały się również animacje dla dzieci. Niestety my byliśmy przed szczytem sezonu i animacje odbywały się tylko w języku włoskim, ale później miały być również po angielsku.
Od tych wakacji naszym totalnym MUST HAVE podczas wyjazdów w ciepłe dni jest BUTELKA Z ATOMIZEREM.
Uwierzcie, że to dla nas był totalny game changer. Laliśmy do środka wodę, którą mogliśmy trochę spsikać i schłodzić dzieciaki czy siebie. Proste? Proste, a doskonałe!
Kupiliśmy też słuchawki dla dzieci. Są bezpieczne, mają ograniczenie głośności, można je wyginać, więc małe rączki łatwo ich nie zepsują. Czasem 10 minut ciszy podczas jazdy ponad dobę jest tego warte.